Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/247

Ta strona została przepisana.

— Natychmiast! — powiedział, zaraz jednak przejawiła się przyjaźń jego dla mnie, gdyż dodał: — Gdy przybędę do Paryża, zabawimy się doskonale!
— Ale proszę, nie mów pan o niczem żonie mojej! — poprosiłem.
— Najlepiej będzie — zauważył — gdy pan już nie wrócisz do hotelu.
— Co? Na miłość boską! — wykrzyknąłem — jestem jeszcze bez śniadania.
— Spożyjemy je tedy razem. Żonie pańskiej podano już.
Zadzwoniwszy, zamówił do gabinetu swego śniadanie dla nas obu i kazał przewieźć tu rzeczy z hotelu de l’Europe.
— Najlepiej będzie, chyba — powiedział złośliwie — jeżeli kufry tej damy wyślę na paryski adres żony pańskiej.
Propozycja ta omal nie spowodowała mdłości.
— Zapewne radbyś pan pożegnać starego, szlachetnego Rosjanina, Konstantego Weleckiego? — zauważył po chwili.
— Lepiej nie! — bąknąłem.
— Acha! Zarzut złamania prawa gościnnego dotyka pana, nie jego? — powiedział, potem zaś wybuchnął: — Czemuż jednak nie powie­działeś mi pan tego wszystkiego, podczas pierwszego naszego śniadania? Wielki Boże? Przy-