W dwie godziny potem opuściłem wraz z żoną Petersburg pociągiem o pierwszej, pod nadzorem policji, mając rozkaz nie mówić z nikim. Mimo to podróż pozostawiła miłe wrażenie, miłe wspomnienie, bowiem wyrwałem się ze szponów śmierci. Z przyjemnością słuchałem zapewnień żony, że mnie nigdy już nie puści samego do Petersburga, oraz jej wyklinań pod adresem policji rosyjskiej.
Przez całą drogę jechał tym samym pociągiem baron Friedrich i sam odstawił nas do granicy. W Ejdkunach pożegnał mnie słowami:
— Kochany pułkowniku, Rosja nie jest krajem dla pana!
— Zgadzam się w zupełności z panem, drogi baronie!
— Dziwny z pana człowiek! — zauważył. — Dużobym dał zato, gdybyś wstąpił do policji naszej i służył pode mną.
— Nie! Dziękuję! — odrzekłem, śmiejąc się.
— Ach! — rzucił, klepiąc mnie po ramieniu. — Czy wiesz pan, pułkowniku, że jesteś skończonym głupcem, który miewa atoli czasem jasne chwile. Bądź pan zdrów!
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/249
Ta strona została przepisana.