Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/250

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVII.

W trzy miesiące po tych wydarzeniach sezon dosięgnął szczytu i pewnego wieczoru, dość późno już, wysiadłem z żoną z powozu przed portalem opery paryskiej.
Noc była śnieżna, a lampy elektryczne oświetlały jasno wspaniałe pojazdy bogaczy i łach­many biedaków. W chwili, gdym wysadzał Laurę, chcąc ją wprowadzić do wielkiego przed­sionka, uczułem na ramieniu dotknięcie czyjejś dłoni, a w uchu zabrzmiał mi głos od którego zadrżałem. Głosu tego nie słyszałem od trzech już miesięcy. Obejrzawszy się, ujrzałem Saszę. Płaszcz miał wytarty trochę i nie był to już rzeźki oficer gwardji, nurzający się w złocie gracz cesarskiego Jacht-Klubu.
— Na miłość boską! Muszę pomówić z pa­nem! — szepnął mi.
— Dobrze! — odparłem. — Zaprowadzę tylko żonę do loży i będę do dyspozycji.
— Ach! — powiedział ze znaczącem spoj­rzeniem na Laurę. — Pocieszyłeś się pan, widzę rychło!