— Chodźmy! — powiedziałem, wiodąc go do sąsiedniej kawiarni i kazałem podać coś do picia, co przyjął ochotnie.
— A teraz do rzeczy! — rzekłem krótko. — Czego pan sobie życzysz ode mnie?
— Miły Boże! Czyż pan nie wiesz, jak ze mną postąpiono? Jestem zdegradowany, majątek mi skonfiskowano i skreślono mnie z listy szlachty rosyjskiej. Nie zostało nic. Ta djablica pozbawiła mnie wszystkiego. Ale pan, drogi pułkowniku... pan...
— Czego panu potrzeba?
— Pomocy. Wiem, że nie była pańską żoną. Ale mnie wykierowała lepiej jeszcze. Przyjęła me towarzystwo, skusiła do ucieczki, przed panem, jak mi się zdawało, a właściwie przed władzami rosyjskiemi i zniweczyła doszczętnie. I cóż mi dała wzamian? Nic! Nic! Nawet pocałunku! Gdyśmy byli na pełnem morzu, schroniła się pod opiekę kapitana duńskiego i wyśmiała, oświadczając, że nienawidzi mnie, jak innych zresztą Rosjan i chciałaby wszystkich doprowadzić do ruiny. Grała tylko komedję ze mną, podobnie jak i z panem, pułkowniku. Znamy się teraz i oceniamy wzajem należycie. Rozumiesz pan chyba? Jestem człowiekiem honoru i nie zdradzę pana przed żoną. Nie, mimo zupełnej ruiny finansowej jestem nadal człowiekiem honoru.
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/252
Ta strona została przepisana.