Patrząc na śpiącą piękność, zazdrościłem Dickowi bardziej, niż kiedykolwiek indziej.
Spoczynku tego nie należało żadną miarą mącić. Biedaczka potrzebowała koniecznie wytchnąć po podnieceniu dwu godzin ostatnich. Zasunąłem tedy troskliwie firankę, by jej słońce nie świeciło w oczy, potem zaś, odwrócony, próbowałem zapomnieć o tym widoku przy pomocy romansu. Ale chociaż był bardzo francuski i pieprzny, nie zdołał mnie zająć, tak, że oczy moje bezwiednie kierowały się na śpiącą kobietę, którą wiozłem mężowi, dawnemu koledze memu. Nie, nie należało myśleć o jej powabach. Próbowałem usunąć ją z wyobraźni, nie patrząc, a natomiast jąłem myśleć o własnej żonie, zostawionej daleko, w Paryżu. Atoli oczy wracały same.
Po chwili, nieświadomym gestem zmieniła pozycję na bardziej uroczą jeszcze. Piękność jej wydała się teraz bardziej marzycielską i oszałamiającą niż przedtem, to też nie panując już nad sobą, wycisnął weteran z zapałem młodzieńca pocałunek na białem czole, a dama zerwała się.
— Cóżby na to powiedział Dick Gaines? — wykrzyknąłem ze śmiechem.
— Żeś pan zasłużył na to! — odrzekła, wtórując mi. — Zasłużyłeś pan, opiekując się tak doskonale żoną jego. Naprawdę, pokochałam pana jak... brata rodzonego!
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/39
Ta strona została przepisana.