Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/56

Ta strona została przepisana.

woduje i tak dość zawikłań, nie chcę się tedy rumienić, ile razy pan dobywa swój portfel. Proszę bardzo... jeśli nie wszystko... to co najmniej po połowie.
Rzekłszy to, wcisnęła mi w rękę plik banknotów, dodając:
— Tak, teraz będę mogła z czystem sumieniem prosić o śniadanie na jutro rano.
Potem wstaliśmy, by odejść.
— Czy pan istotnie tak nieszczęśliwy w Wilnie, że nie możesz się ze mną rozstać? — spytała pupilka moja z uśmiechem, potem zaś rzekła ostrzegawczo, a drwiąco: — Nie, nie, kelner patrzy! Jak na rzeczywistego mał­żonka jesteś pan zbyt czuły!
Zbyt pochopnie podawałem jej futro, co nie miało nic wspólnego z małżeńską obojętnością.
Za chwilę sprowadziłem Helenę ze schodów, krocząc środkiem próżnujących gapiów, ku wyjściu. Gdyśmy mijali biuro, zawołał funkcjonarjusz:
— Przepraszam najmocniej, panie pułkowniku! Może zechce pan łaskawie zapisać się tu i pokazać paszport swój. Czysta for­malność! — dodał z szacunkiem. — Ale wymagają tego przepisy.
Oczywiście, nie było innego wyjścia jak zapisać w księdze hotelowej: Artur Lenox z małżonką... Był to dalszy, straszny dowód