Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/88

Ta strona została przepisana.

— Już pan możesz iść. Kawę sama naleję mężowi, wiedząc jaką lubi. Nieprawdaż, drogi Arturze, dwa kawałki cukru i łyżeczka likieru wiśniowego?
Gdy człowiek ten wyszedł, zamknęła za nim ostrożnie na klucz drzwi, potem zaś szybko podchodząc do stołu, nalała kawę, szepcąc:
— Musimy tutaj zostać oboje i muszę dalej odgrywać rolę żony pańskiej.
— Mojej żony? — zawołałem. — W dalszym ciągu oszukiwać mych przyjaciół, bywać w domu Weleckich, jako matka córki mojej? Nie, za nic w świecie! — jęknąłem.
— Nie wolno panu odmawiać mi tego i nie uczynić tego! — mówiła z rozpaczą. — Nicby pana ocalić nie mogło, gdyby się dowiedziano, żeś mnie przewiózł przez granicę za swoim paszportem.
— Zapomina pani o pośle amerykańskim! — powiedziałem uspokojony potrosze.
— Nawet dziesięciu posłów amerykańskich nie uratowałoby pana od Sybiru, lub czegoś gorszego jeszcze może! — szeptała blada, ale stanowcza, podczas gdym się wahał jeszcze.
— Powiedzże mi pani kto jesteś?
— Nie teraz! — rzekła z dziwnym uśmiechem. — Ale usłyszysz pan jeszcze pewnie o mnie.