Dotąd była posągiem, teraz jak sylfida, rzekła, robiąc minę rozkapryszonej dziewczynki:
— Teraz, kiedy panu wiadomo, że nie jestem żoną Dicka Gaines, przestaniesz mi pan, sądzę, tak bardzo nadskakiwać?
— Przeciwnie, bardziej jeszcze! — wykrzyknąłem, gdyż dotąd powstrzymało mnie od wykorzystania sytuacji nietyle wspomnienie poczciwych, siwych oczu żony, co świadomość, że żona przyjaciela winna mi być w każdych okolicznościach świętością. Gdym atoli poskoczył do Heleny, wydała lekki okrzyk i znikła w sypialni. Usłyszałem szelest klucza obracanego w zamku, i śmiech donośny po drugiej stronie drzwi.
Niewiele mi na tem zależało. Nie mogła przecież śmiać się ze mnie zawsze. Przejścia chwil ostatnich uczyniły mnie zuchwałym i postanowiłem postąpić jak mężczyzna. Zabawa nie mogła wprawdzie potrwać długo, ale w każdym razie ...vive la bagatelle!
Wypiłem szklankę szampana, potem zaś spoglądając po wytwornej zastawie, szepnąłem chrypliwie:
— Oto moja oficjalna uczta weselna!
Potem padłszy w fotel, wybuchnąłem śmiechem, który miał być wesoły, a wszakże zostałem zbrodniarzem... zdeklasowanym... zbiegiem przed tajną policją... straconym, zrujnowanym, zrozpaczonym człowiekiem!
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/94
Ta strona została przepisana.