Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/95

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VII.

Nie wiem zgoła, jak długo siedziałem tak, napoły oszalały ze wzburzenia, a napoły oszo­łomiony sennie i zadumany. Sądzę, kilka minut tylko. Drgnąłem, gdy zastukano do drzwi. Boże wielki! Może to już owa okropna sekcja trzecia? Czyż baron powziął w pociągu podej­rzenie, puścił już na nas sforę zbirów swoich? Aresztować zwykli podobno nocną porą, jak to wyczytałem w książce Stępniaka, której okropności stanęły mi w tej chwili żywo przed oczyma.
Jakiś szelest za drzwiami.
Boże! To brzęk kajdanków ręcznych! Chwiejnym krokiem podszedłszy, otwarłem. W kurytarzu stał lokaj ze srebrną tacą, oraz przy­rządem do czyszczenia knotów naszych świec woskowych. Z nudów bębnił sobie tem po tacy, mnie zaś omal nie zabiło przerażenie. Człowiek ten zapytał, czy może zebrać ze stołu.
— Oczywiście! — odparłem, wychylając następny kieliszek koniaku.
W tej chwili zjawił się drugi lokaj, podając bilety wizytowe Borysa Weleckiego, porucznika