Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/98

Ta strona została przepisana.

— Mam nadzieję, kuzynko! — zawołał Sasza, całując moją oficjalną żonę, z zapałem, zgoła nie kuzynowskim.
To powitanie będące w zwyczaju, powtórzył Borys z mniejszą znacznie namiętnością.
Nie ulegało kwestji, że oszałamiająca męskie serca pani Lenox, alias Gaines, z domu Vanderbilt-Astor posiadła serce jednego, co najmniej, ze stojących przed nią w podziwie oficerów.
— A więc to jest babunia? — rzekł Sasza ze śmiechem, podczas gdy Helena zapraszała przybyłych, by usiedli.
— Nic dziwnego, żeśmy o pani słyszeli już w operze, kuzynko Lauro! — wykrzyknął Borys z otwartością marynarską.
— W operze? Któżto mówił o mnie? — spytała, ja zaś zawrzałem gniewem słysząc, że sobie znowu przywłaszcza imię mojej żony, będącej w Paryżu.
— Mówił Palikow z preobrażeńskiego pułku, a także książę Oboryski, który was spotkał na dworcu! — potwierdził oficer. — Stary książę rzekł: Widziałem na dworcu kobietę, która po dwudniowej jeździe koleją była jeszcze piękna. Jakże wyglądać musiała w chwili wyjazdu!
— Przybyłem właśnie, by to zobaczyć! — dodał, kłaniając się nisko zarumienionej Helenie. —