Strona:Rabindranath Tagore-Poczta.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.
Ojczulek:
Ale, ale, nie kąsam przecie.
Madhav:
Jesteś diabłem, który dzieciom głowę zawraca.
Ojczulek:
Nie jesteś dzieckiem i w domu twym niema dzieci.
Madhav:
Więc nie wiesz jeszcze, że u mnie chowa się synek malutki? Nie pamiętasz, że żona moja pragnęła, byśmy sobie dziecko przybrali?
Ojczulek:
Stara to historja, której nawet słuchać nie chciałeś.
Madhav:
Przypominasz sobie pewnie, z jakim trudem zgarniałem zawsze przebrzydłe pieniądze. A oto, ni stąd, ni zowąd, miał się zjawić przybłęda, by przetrwonić mozolnie uciułany, luby grosz. Znienawidziłem tę myśl. Ale ten chłopak tak jakoś dziwnie przytulił się do mego serca...
Ojczulek:
Taki to więc ból! Puszczasz dla niego pieniądze, a brzęczące wesołki cieszą się swą wędrówką.
Madhav:
Przedtem gnała mnie tylko namiętność. Nie mogłem poprostu inaczej, musiałem pracować za grosz. Odkąd trudzę się dla dziecka, radość sprawia mi praca; ot, matka, która je żywi.
Ojczulek:
Dziwne powiadasz mi rzeczy. A gdzie znalazłeś chłopaka?