Strona:Rabindranath Tagore-Poczta.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
Amal:
Nie, nie, wujaszku, proszę cię, bardzo cię proszę, ja nie chcę zostać uczonym. Doprawdy nie mam ochoty.
Madhav:
Gdybym był mógł się uczyć! Jesteś jeszcze mały, nie rozumiesz, że to popłaca.
Amal:
Wolę ot tak chodzić sobie i oglądać wszystko.
Madhav:
Cóż tu jest do oglądania? Poco wciąż się gapić?
Amal:
Popatrz na górę, którą widać z naszego okna. Chciałbym pójść dalej, daleko — daleko —
Madhav:
O, ty głuptasku! Wejść na szczyt i znowu zejść w dół. Jakgdyby nie było nic innego do czynienia! Widzisz przecie, że góra wyrasta prościuteńko, niby słup graniczny. To znaczy, że nie można pójść dalej. Nienapróżno wzniesiono ją z tylu grubych kamieni.
Amal:
Wujaszku, myślisz, że to znak, który mówi: zostańcie tutaj! A mnie się zdaje, że to ręce ziemi ku niebu wyciągnięte. Ludzie, siedzący przy oknie kochają te dłonie. Sądzę, że ludzie uczeni —
Madhav:
Nie, na takie sprawy nie mają czasu. Nie są głupcami, jak ty.