Ta strona została uwierzytelniona.
Strażnik:
- Ojej, wójt! Muszę cię czemprędzej pożegnać. Jeźli mnie chwyci na gadaniu, już nigdy nie przestanie terkotać.
Amal:
- Wójt? Nie widzę go.
Strażnik:
- Patrz przed siebie, prościuteńko! Na gościńcu podskakuje żaba nadęta, zielona ze złości. A nad nią chwieje się olbrzymi parasol z liści palmowych. To on.
Amal:
- Nie śmiej się z niego. Pewnie król kazał mu zostać naszym wójtem.
Strażnik:
- Nasz pan nie zna ryczącego zadrzyjnosa. Gdyby wiedział, jak pyszałek ten wszystkim dokucza, z pewnością wygnałby go z kraju.
- Pa, malutki! Jutro rano znów tu zaglądnę. Opowiem ci wszystko, com zobaczył w mieście.
(Wychodzi).
Amal:
- Codziennie listy dostawać od króla, siedząc przy oknie! Jak cudnie! Szkoda tylko, że nie umiem czytać. Poproszę ciotkę, aby mi pomogła. A jeśli nie zechce, schowam listy i poczekam, aż wyrosnę. Gdy będę duży, sam je przeczytam.
(Wchodzi Wójt).
Amal:
- Wójcie! Panie wójcie! Masz chwileczkę czasu?
Wójt:
- Co za nicpoń śmie wrzeszczyć, odnosząc się do mnie?