Strona:Rabindranath Tagore-Sadhana.djvu/134

Ta strona została przepisana.
136
R. TAGORE: SĀDHANĀ

śnika jest kwiat. Otoczeni świetnością przepychem światowości, które porównać można ze złotym grodem Rawany, żyjemy wszakże na wygnaniu, a bezwstydny duch powodzeń światowych nęci nas pokusami i wzywa na gody weselne. Tymczasem od tamtego brzegu przedziera się z poselstwem kwiat i szepce nam do ucha: „Otom jest. ON mnie wysłał. Zlecił mi poselstwo on, piękny, którego duszą jest szczęście miłości. On rzucił most ku tej wyspie osamotnienia i nie zapomniał o tobie i wnet tu będzie z odsieczą. Przygarnie cię ku sobie i weźmie na własność. Nie żyć ci wiecznie w niewoli złudzenia.“
Jeśli się nam zdarzy czuwać w takiej chwili, stawiamy pytanie: „Jakże możem wiedzieć, że naprawdę od niego przybywasz?“ Goniec powiada: „Spójrz! Oto mam odeń ten pierścień. Jakże się wdzięcznie mieni i czaruje!“
Ach, bez wątpienia, że to od niego — wszak to nasz pierścień ślubny. Wszystko inne zapada teraz w niepamięć, tylko to słodkie godło dotknięcia wiecznej miłości napełnia nas głęboką tęsknotą. Zdajemy sobie sprawę, że złoty pałac, w którym gościmy, nic z nami niema wspólnego — wyzwolenie czeka nas