ność, wtedy, na tym świecie, nadchodzi królestwo boże.
Jest-li człowiek, któryby, siedząc w swym kącie, miał uśmiech lekceważenia dla tego wielkiego wyrażania się ludzkości w czynie, dla tego nieustannego oddawania siebie samego w ofierze? Jest-li człowiek, któryby mniemał, że jedność Boga i człowieka można znaleźć, napawając się gdzieś w zamknięciu własne mi wyobrażeniami, zdala od niebosiężnej świątyni wielkości rodzaju ludzkiego, świątyni, którą wszystkie pokolenia żmudzą się wznieść od wieków, w skwarze i w burzach? Jest-li człowiek, któryby mniemał, że takie obcowanie w samotności jest najwyższym wyrazem religji?
O wędrowniku zbłąkany, samnyāstn’ie[1] pijany winem oszołomienia się sobą samym, czyli wciąż jeszcze nie słyszysz, jak dusza bieży naprzód gościńcem przecinającym szerokie łany ludzkości, czy nie słyszysz, jak grzmi rydwan jej zdobywczych postępów, rydwan, któremu sądzono wybiec poza granice, co ją dotąd wstrzymywały, aby w pochodzie nie owładnęła wszechświatem 7 Grzebienie górskie pękają rozdarte i dają przejść jej chorągwiom, triumfalnie wiejącym pod niebo; jak mgła
- ↑ Życie aryjczyka składało się, teoretycznie przynajmniej, z czterech okresów. O dwóch pierwszych jest mowa w uw. 29 do str. 47. Kiedy ojciec rodziny doczekał się synów synów swoich, rzucał dom i szedł do lasu studjować i rozmyślać. To był trzeci okres. W czwartym zrywał wszelkie węzły, mogące go, jako jednostkę, łączyć ze światem, i wyrzekając się już wszystkiego, co ziemskie, tułał się po kraju, żyjąc z jałmużny. W tych czterech okresach nazywał się pokolei: brahmacārin-, gṛhastha-, vānaprasthasaṁnyāsin-. Autor zwraca się do takiego saṁnyasina, jako do symbolu indyjskiego zamykania oczu na świat materjalny, równie — zdaniem jego — jednostronnego i przesadnego. jak jest przesadne i jednostronne europejskie zamykanie oczu na świat ducha.