Strona:Rabindranath Tagore - Nacjonalizm.djvu/36

Ta strona została przepisana.

olbrzymich machin, przeznaczonych do rozbijania całych kontynentów; nigdy nie widzieliśmy takich potwornych przezkostowi zazdrości, gotowych zawsze użyć swych obrzydłych zębów i pazurów do rozdzierania innym wnętrzności. Ta kultura polityczna jest naukowa, a nie ludzka. Jest potężna, ponieważ wszystkie swe siły skierowuje na jeden cel, tak jak miljoner, który zdobywa pieniądze kosztem swej duszy. Zawodzi zaufanie, wymyśla bezwstydne kłamstwa, stawia w swoich świątyniach olbrzymie posągi bożka chciwości i bardzo jest dumna na kosztowne ceremonje służby bożej, zwanej patrjotyzmem. Można prorokować, że to postępowanie skończy się z całą pewnością, ponieważ istnieje prawo etyczne, któremu podlega zarówno jednostka jak i zorganizowana wspólnota. Nie wolno wam znieważać na każdym kroku tego prawa w imieniu waszego narodu, a później ciągnąć z tego jako jednostki korzyści. To otwarte podkopywanie ludzkich ideałów, oddziaływa na każdego członka społeczności, czyni ludzi powoli i niedostrzeżenie słabymi i wywoływa ową cyniczną nieufność ku wszystkiemu, co dla człowieka jest święte i czcigodne. Jest to pewna oznaka starzenia się. Pamiętajcie o tem, że ta kultura polityczna, ta religja narodowego patrjotyzmu nie przeszła jeszcze wcale próby ogniowej. Pochodnie starożytnej Grecji, zgasły w tym samym kraju, w którym je zapalono. Potęga Rzymu upadła i leży przysypana gruzami wielkiego mocarstwa. Kultura, której podstawą jest natomiast naturalne społeczeństwo i duchowe ideały człowieka, żyje jeszcze w Chinach i Indjach. Jeżeli nawet wygląda słabo w porównaniu z mechaniczną siłą naszego czasu, to przecież podobna jest do tych małych ziarnek, które kryją w sobie życie; wybuja jeszcze i wyrośnie, rozprzestrzeni swoje dobroczynne gałęzie, wyda kwiecie i owoce, gdy czas na to przyjdzie a niebo zeszle swe zapładniające błogosławieństwo. Nawet słowo boże nie odbuduje drapaczy chmur i połamanych maszyn, tych smutnych ostatków chciwości i żądzy zysku, gdyż nie są one dziećmi życia, lecz jego wrogami — śladami rokoszu, stłumionego w walce z wiecznością.
Zarzucają nam, że nasze ideały są statyczne, że brak im siły, ażeby pokazać nam nowe horyzonty, nowe kraje wiedzy i mocy, że filozoficzne systemy, będące główną podstawą zmurszałej wschodniej kultury, gardzą wszelkiemi dowodami i ogra-