Strona:Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu/103

Ta strona została przepisana.

POPRZEZ ZIELONE I ŻÓŁTE POLA ryżowe suną cienie obłoków jesiennych, ściągane przez hyżego łowca, słońce.
Pszczoły zapominają kosztować swych miodów; pijane światłem, zataczają się obłąkańczo i brzęczą.
Kaczki na ostrowach rzeki krzyczą radośnie — bez najmniejszego powodu.
Niech tego ranka nikt z nas, bracia, do domu nie wraca, niech nikt nie ima się pracy.
Szturmem bierzmy niebiosa błękitne i w biegu plądrujmy przestworza.
Śmiech faluje w powietrzu jak piana na wodach.
Bracia! Na bezużytecznych pieśniach spędźmy, to rano.