ACH! CZEMUŻ ZBUDOWALI DOM mój przy drodze, wiodącej na targowisko?
Z ładownemi łodziami zatrzymują się obok mych drzwi.
Przychodzą i odchodzą i wędrują do woli.
Ja siedzę i przyglądam się im, a czas mój ucieka.
Zawrócić ich nie mogę i tak mijają me dni.
∗ ∗
∗ |
Dniem i nocą słychać odgłos ich kroków u drzwi mych.
Daremnie wołam: „Ja was nie znam!“
Jedni znani są mym palcom, inni mym nozdrzom, ponoć zna ich krew w moich żyłach, zaś inni znani są moim snom.
Zawrócić ich nie mogę. Przyzywam ich i mówię: „Wstępujcie w mój dom, komu wola! Tak! chodźcie!“
∗ ∗
∗ |
O poranku dzwon dzwoni w świątyni.
Przychodzą z koszami w ręku.
Stopy ich czerwone, jak róże. Wczesny brzask świtu lśni na ich twarzach.
Zawrócić ich nie mogę. Przyzywam ich i mówię: „Wstępujcie w mój ogród rwać kwiaty. Wstępujcie!“
∗ ∗
∗ |
W południe gong dźwięczy u bramy pałacu.
Nie wiem, dla czego porzucili swą pracę i niedbale stoją u mego opłocia.
Kwiaty w ich włosach zblakły i zwiędły. Tony ich fletni ospałe, lękliwe.
Zawrócić ich nie mogę. Przyzywam ich i mówię: „Chłodno jest w cieniu mych drzew. Chodźcie, druhowie!“
∗ ∗
∗ |