Strona:Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu/68

Ta strona została przepisana.

DLA CZEGO SPOJRZENIE twe rumieni mi lice?
Nie przyszedłem jak żebrak.
Przelotną li godzinę stałem na końcu twego dziedzińca, poza opłociem ogrodu.
Dla czego spojrzenie twe rumieni mi lice?

∗             ∗

Ani jednej róży nie wziąłem z twego ogrodu, nie zerwałem ani jednego owocu.
Skromnie stałem w cieniu przydroża, gdzie zwykle wszelki obcy staje przechodzień.
Ni jednej róży‑m nie zerwał.

∗             ∗

Tak, stopy me były zmęczone i deszczowa nadeszła uga[1].
Wiatry wyły w rozkołysanych gałęziach bambusu.
Obłoki pędziły po niebie, jak gdyby uciekając przed klęską.
Stopy me były zmęczone.

∗             ∗

Nie wiem, coś sobie pomyślała o mnie, lub na kogo czekałaś u wrót.
Płomienie błyskawic oślepiały śledzące twe oczy.
Jakżeż ja mogłam wiedzieć, że dostrzeżesz mnie tam, gdzie stałem w ciemności.
Nie wiem, coś sobie pomyślała o mnie.

∗             ∗

Dzień minął i deszcz ustał na chwilę.
Rzucam cień drzewa na końcu twego ogrodu i i miejsce śród traw.
Pociemniało, o zamknij‑że drzwi, odchodzę.

Dzień minął.


  1. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu tekst uszkodzony.