Strona:Rabindranath Tagore - Ogrodnik (tłum. Kasprowicz).djvu/99

Ta strona została przepisana.

CÓŻ MI TAK NIEŚMIAŁO szepcesz w uszy, o Śmierci, moja ty Śmierci?
Gdy kwiaty padają wieczorem i bydło wraca do obór, ty skradasz się ku mnie i szepcesz mi słowa, których nie rozumiem.
Zali musisz w ten sposób zalecać się i zabiegać o mnie oszałamiającą trucizną szeptów i chłodnych całunków, o Śmierci, moja ty Śmierci?

∗             ∗

Czyż nie będzie okazałej uroczystości naszych zaślubin?
Czyż nie owiniesz wieńcem brunatnych swoich kędziorów?
Niema tu nikogo, coby niósł chorągiew przed tobą, i czyż noc nie rozpłomieni się ogniami twoich czerwonych pochodni, o Śmierci, moja ty Śmierci?
Przyjdź z pobrzękiem twych muszli, przyjdź w nocy bezsennej.
Przystrój mnie w płaszcz purpurowy, pochwyć za rękę i zabierz.
Niech u mej bramy czeka twój zaprzęg z parskającymi niecierpliwie końmi.
Podnieś mój welon i śmiało spojrzyj mi w oblicze, o Śmierci, moja ty Śmierci!