Strona:Radosne i smutne.djvu/125

Ta strona została przepisana.
— 121 —



w całej bowiem armji na nikim mundur tak zrezygnowanie i beznadziejnie nie wisi jak na nim. Sielankę przerywa rozkaz władzy, która przez palce patrzy, jak radość pięknego dziewczęcia nagradzam strzelistym, jak huk z karabinu pocałunkiem, za co śmierć nie grozi.
W Nasielsku rezydował wówczas ppulk. Koc, na którego patrzyłem z podziwem, jako na człowieka sławą wojenną otoczonego, o czem oznajmia błyszczący na jego piersi święty polski krzyż Virtuti Militari. Rezydował w budynku poczty, gdzie jeszcze jęczą telefony, a za chwilę zapanuje cisza, wojsko bowiem za pół godziny rusza dalej. W „gabinecie“ dowódcy stół z mapą, obłąkanie kulawe krzesło i trochę słomy na podłodze, tak cudownie po spartańsku, że się miło czyni. Kłębi się tu i wre, dzieje się coś niepojętego dla nas, lecz pewnie bardzo ważnego, jakaś gorąca, bujna krew krąży przez te żyły drutów telefonicznych, w aparacie mieszka jakaś straszna dusza, która jest w zmowie z daleką śmiercią, dusza, co nie lubi przesady słów, niecierpliwa, objawiająca swoje zadowolenie, lub niecierpliwość nagłym, krótkim, urwanym jękiem dzwonków, jakby nudząca się gdzieś w polu śmierć pytała co moment, co ma czynić, czy odpoczywać, czy iść naprzód i za-