idzie, lecz przy cofaniu się, choć cofało się jedynie na rozkaz, było w wybornym stanie ducha i pytało jedynie niespokojnie: „Poco się cofamy!“
Teraz panuje tam u nich radość i duma. I ja byłem dumny, że jestem, choć krótko, wśród nich, że ten i ów serdeczniej rękę mi ścisnął,
dziękując za piosenki. O, gdyby można było tak odrazu serce na piosenkę zamienić, — wróciłbym bez serca, bo z nimi nie można inaczej. Jakieś światło jest dokoła tych ludzi, co im z oczu tryska. To są ludzie wojny, kochankowie wojny, a te świetne słowa, które o armji polskiej głoszą dziś po świecie, doprawdy, że zbyt są blade, — trzeba dopiero stanąć wśród tych ludzi. Odwrót konieczny śladu już nie zostawił na tych ludziach, dziwne mających dusze, dusze dziecka i bohatera. Przeszły chmury przez niebieskość tych dusz, więc się na moment zaćmiły, lecz już odzyskały pogodę, już są pełne słońca, już je ogarnęło to święte szaleństwo poświęcenia, które się więcej stało czujne, bardziej przezorne i przez to straszne dla hordy przerażonej, może nietyle deszczem kul, co tem złocistem, oślepiającem objawieniem ducha. Przed tą nieodpartą mocą płomiennego wzroku, którym patrzy przez oczy tych
Strona:Radosne i smutne.djvu/129
Ta strona została przepisana.
— 125 —