Strona:Radosne i smutne.djvu/157

Ta strona została przepisana.
— 153 —



wy; marynarze robią tualetę na pokładzie, niesłychanie wytworną, choć mało wymyślną, chwyta bowiem chłopaczek kubeł wody, zimnej jak angielska miłość i leje ją sobie na łeb, przyczem prycha tak, jakby się nagle z Wisły wynurzyło stado hipopotamów. mocno z czegoś zadowolonych. O, z jaką radością patrzę na te pyszne figury, któremi można rozbijać mury. O, gdybyś cherlaku miejski mógł ujrzeć piersi pana kaprala Langa, zacnego krakowiaka; gdyby runął rondel krakowski, ów szlachetny kapral zastąpićby go mógł własnemi piersiami. I drugi taki sam i dziesiąty, wychowany na wodzie, pracujący, jak koń, jedzący, co Bóg zdarzy, zawsze wesoły i rzeźki. Rośnijcie, chłopaki kochane a każdy armatę zastąpi! Ale przytem są to straszne eleganty; po kąpieli trzeba misternie zaczesać grzywkę, czy ogolić się, zdarza się bowiem, że kochany pan komendant każe wywiesić flagę, która z radości łopoce, krzyczy i wrzeszczy, jak zwariowana, na całą Wisłę: „Wszyscy na ląd do dwudziestej godziny!“ Wtedy to trzeba ujrzeć naszych marynarzy, jak to po nadbrzeżnem mieście chodzi dumne i niebieskie, dumne z szerokiego niebieskiego kołnierza, z czarnych wstążek u czapki i zawraca reflektorem oczu do każdej pa-