wyrwać się i uciec pod chmury, skąd ją chwycono na arkan. Ale człowiek jest spokojny i milczący.
— Puść mnie! — syczy siła.
— Nie puszczę! — milczy człowiek.
I chwyta ją mocną ręką za ogniste włosy, patrzy zimnemi oczyma w jej twarz, ze wściekłości zieloną i mówi jej:
— Polecisz, dokąd ja zechcę. Goń, jak pies i szukaj tego, do którego cię poślę. I powiesz mu to, co ja tobie powiem.
Wtedy powoli zaczyna jej mówić, litera po literze, a ona, w przerażeniu wielkiem, wyrasta w nieskończoną wstęgę błyskawicową, w piorun bezgłośny, ciska się w toń powietrza, jak oszalała, wznosi się wgórę ponad okręt, z wysoka rozpatruje okolicę i gna bez tchu pod chmurami, piorun — niewolnik.
Z podziwem patrzę na tego czarnoksiężnika, co piorunami gada, demona trzyma w niewoli w małej, śmiesznej, drewnianej budce i nie daje mu ani chwili spokoju, lecz go, śpiajcego, wciąż budzi i drażni, we dnie i w nocy, albo mu sobie każe coś szeptać do ucha, jakieś tajemnice ze świata, albo próbuje jego posłuszeństwa i każe mu lecieć na monitor, opodal płynący i za-