a dalej w odległości cztery opancerzone. Monitory płyną jak łabędzie, śliczne cacka i popisują się, jak na wyścigach. Są tak piękne w swojej żelaznej grozie, że powoli zaczynamy do nich nabierać serca, wreszcie przebaczamy im ich piękność, co nas poraziła, a po pewnym czasie monitory już są ogólnie uwielbiane. Jeden zowie się „Warszawa“ pod por. ks. Giedrojciem, drugi zowie się na pamiątkę pierwszej polskiej bitwy wodnej „Horodyszcze“ pod por. Hryniewieckim. Oba monitory są bliźniakami; reszta zaś familji, jeszcze dwa, „Pińsk“ i „Mozyrz“ czekają w Gdańsku i lada dzień przypłyną. Pan Sierżant Jabłoński, strasznie dzielny chłop, bicz na bolszewiki, tłumaczy mi, na czem polegają zalety tych statków, zresztą pozwalają nam je obejrzeć zbliska. Łaził tedy człowiek przez godzinę wgórę i wdół, po żelaznych schodach, po żelaznych drabinach, po żelaznych zakamarkach, przez żelazne drzwi w przedziwnej ciasnocie, gdzie, zdaje się, obliczono każdy metr sześcienny powietrza, gdzie wszystko świeci zupełnie obłąkaną czystością, gładził ze strachem i z rozczuleniem anmaty i karabiny maszynowe. Żelazny ten potworek, monitor, ma coś bardzo groźnego w swojej wytworności i coś urągliwie jadowitego. — Bo-