rzysko, jakby mi w nędzy dopomóc i — podrzuciło funt słoniny. Kto inny ją uwędził, a kto inny — zwędził i to dla mnie. Czy śmiać się w tej chwili, czy płakać z rozczulenia? Nie wie działem, co uczynić i uczyniłem i jedno i drugie. To wiem tylko, że jeśli mam jaką łaskę u Boga, to ten drogi chłopak, co swojego pieśniarza chciał nakarmić, ten cudny, prawdziwy żołnierz — zdrowo do swej siwej matki powróci.
Nie było wreszcie sposobu prowadzenia korespondencji z całym frontem, tak, że wreszcie musiałem załatwić sprawę generalnie przez „Żołnierza Polskiego“ i zamknąć w jednym wierszu cały szereg odpowiedzi. Napisałem im tedy tak:
Żołnierze mili, drodzy towarzysze,
Którzyście do mnie listy napisali!
Jakżeż każdemu zosobna odpiszę,
Co na odpowiedź czeka gdzieś woddali?
Każda Żołnierska dusza mi jest droga,
Każdej bym serce chciał dać w odpowiedzi,
Lecz listów przyszło trzysta sześć! Na Boga!
A w każdym taka jasna dusza siedzi,
Żem je spojrzeniem dziwnie czytał mgławem,
I klął Was, chłopcy drogie, bez pamięci,
Że przez Was z oczu ścierałem rękawem
Tę łzę, co teraz w oczach mi się kręci.