Wpadłem! — na rudych djabłów sto tysięcy!
Myślałem bowiem: piosnki im napiszę!
Niech się chłopaki cieszą, — lecz nic więcej,
A oni serce wzięli mi, hołysze!
Pisze mi jedna gdzieś z frontu niecnota:
„Żem taki goły, jak i Pan bosy,
Więc za piosenki Ci nie poślę złota,
Lecz dobre serce i trzy papierosy...“
O, człeku podły! przyjmij uścisk bratni,
Nad Berezyną kędyś, wśród mokradła!
Dwa z nich spaliłem, — został mi Ostatni,
Bo zgasł, zbyt wielka łza na niego padła.
A drugi taki — (gdy go gdzie dopadnę,
To mu połamię żebra, lecz w uścisku...),
Wiersze mi przysłał takie sobie, ładne,
I wiązkę kwiatów o cudownym błysku.
Były i białe, jako dusza Twoja
I jak Twe serce — purpurowe kwiatki,
O, niech Cię, bracie, jakaś złota zbroja
Strzeże, byś zdrowo wrócił do swej matki.
Z trzeciej kompanji sierżant Malinowski
Henryk, najmilszy piechur legjonowy,
Serce rozkruszył swoje w listu zgłoski,
Więc mu posyłam moje z temi słowy.
A inny... Boże! różneś stworzył cudy,
Lwa i wielbłąda, małpę i jaszczura,