ni byli Bogu ubogiego ducha. Ten jednakże, który ma armatę, nigdy nie był filozofem; zauważyć było można ponadto, że w huku armat niknie i głuchnie nawet ta szczypta rozsądku, którą każdy człowiek posiada do domowego użytku. Przekonanie to utrwaliło się niebywale wyraziście zaraz nazajutrz rano, gdy około godziny dziesiątej zaczęły szaleć za miastem całe baterje, strzelające dziś już z pewną metodą obłędu.
Wczoraj to była tylko pełna muzycznych efektów „uwertura dramatyczna“, dziś rozwijano już tragiczny motyw przewodni konsekwentnie i z pewną precyzją. Można było zauważyć, że pewne punkty miasta cieszą się niebywałem zajęciem i troskliwością nieprzyjacielskiej
artylerii, więc przedewszystkiem wszystkie zabudowania rządowe, dworce kolejowe i wszystkie przypuszczalne schroniska ówczesnego ukraińskiego rządu; że jednak chciano godzić celnie, więc pociski próbne wysyłane były w wysokie, okazałe domy, w takie
szczególnie, które nadmierną swoją wysokością mogły słusznie razić poczucie równości u oblegających miasto. Jeden z takich domów (ponieważ wielcy ludzie mają szczęście, więc
w nim mieszkał Weyssenhoff) otrzymał ze