nie, że i to ostatnie schronienie, sklepienie piwnicy, za chwilę runie na nieszczęsne ludzkie głowy.
Czasem jakiś człowiek, bardzo odważny, lub bardzo już zgłodniały, czając się przy murze, wypełzał na ulice, puste i straszne; czasem go stamtąd spędzały kule maszynowych karabinów, czasem zaś przynosił wieści, które w katakumbach piwnic rosły do potwornych rozmiarów i zapowiadały jeszcze gorsze rzeczy, niż te, które się wydawały już najgorszemi. Czasem zjawiał się poseł z innej dzielnicy miasta, który dotąd był odcięty od swego mieszkania i teraz wracał bohatersko; ten przynosił wiadomość o stosach trupów, zalegających ulice, lub o pożarach wielkich domów. Wprawdzie wiele tych nieboszczyków chowa się zdrowo do dzisiaj, owe zaś zgorzałe gmachy rosną w cenie, nie było jednak w owych czasach niedowiarków. Gdyby kto powiedział, że mu przestrzelono trzy razy serce, uwierzonoby również, zmęczone oczy widziały tylko trupy i ognie. Każdy oczekiwał jedynie swojego czasu.
Noc przynosiła nieco ukojenia. Należy przyznać owym oblegającym, że mordowali miasto
tylko w dzień, z nastaniem mroku jednakże sa-