Strona:Radosne i smutne.djvu/46

Ta strona została przepisana.
— 42 —



pieski maszynowych karabinów, lub nierasowe kundle, opancerzone automobile, kąśliwe i wściekłe.
Aż i na nas przyszła smutna kolej.
Bohaterscy obrońcy, zamiast uczynić z miasta wycieczkę i rozprawić się w polu z armją oblężniczą, chowali się coraz skrzętniej za mury, zewsząd naciskani. Jednego dnia wyciągnęli cztery ochrypłe armaty i ustawili je na placyku za naszym domem. Armaty te szybko dostały ostrego szału i kołowacizny i wyły w stronę rzeki. Dom drżał w posadach szyby jęczały przerażonym dźwiękiem, nagła zaś rozpacz skrzyknęła wszystkich obłąkanym głosem do piwnic, gdzie również wytrzymać było trudno; głowa pękała od huku, wszystkich zaś ogarnęła nieznośna trwoga na myśl, że się wkrótce staniemy celem artylerji nieprzyjacielskiej. Na szczęście zapadł mrok i dano sobie z jednej i z drugiej strony ze strzelaniem spokój. Wzburzony odmęt przerażenia począł się wygładzać w nocnej ciszy i z czeluści piwnic poczęli, jak z grobu, wyłazić ludzie, naprawdę do nieboszczyków podobni, trochę bladzi z zielonym, łagodnym odcieniem, trochę żółci, w rozmaitych zresztą trumiennych kolorach, aby przez niewiele godzin odetchnąć lepszem