w rogu, a pod oknami sypialni, na trawie, leży stłuczone wspomnienie lepszych czasów: melancholijny trup szampańskiej butelki. Na marmurowych schodach plugalstwo, błoto i brud. Nie było tylko krwi.
Teraz się po nich lała smugą krew ludzka, Ukrainiec bowiem w ciągu roku dojrzał politycznie i mordował z lubością, z coraz większą wprawą; cieniutki pokost kiepskiej imitacji kultury obmył we krwi i stanął w bydlęcej swojej nagości, śmierdzący wódką i juchtem, zabłocony i opluty, ohydnem zrządzeniem losu podobny jednakże do człowieka. Zwycięski rezun przypomniał sobie dobre czasy, więc nie dość mu było, że zamordował, prawdziwą rozkosz sprawiło mu dopiero wyłupywanie oczów, wycinanie języków, rozpruwanie brzuchów kobiecych. Historja najnieszczęśliwszych ludzi na świecie, Polaków na Ukrainie, Wołyniu i Podolu, potem krwawa opresja Galicji, była wielkiem rozszerzeniem ówczesnych historyj kijowskich. Przywykło się w owym czasie do rzeczy strasznych, dusza ludzka nie może jednak znieść już nawet nie widoku, lecz słuchu o tem czego dokazać potrafił dziki łotr ukraiński. Płakać się chciało wówczas nad zhańbieniem człowieczeństwa, zgrzytało się zaś później zębami,