Strona:Radosne i smutne.djvu/64

Ta strona została przepisana.
— 60 —



przed skonaniem, potem powoli opada na fotel we wdzięcznej pozie paralityka.
Wtedy się nad nim Blada Twarz nachyli i sączy mu w ucho truciznę, jak bo stary łajdak duński król czynił ojcu Hamleta:
— Mam najpewniejsze wiadomości... nie mogę powiedzieć skąd, ale na to mogę dać słowo honoru. Dziś w nocy od trzeciej do czwartej zarżną wszystkich w wieku do lat sześćdziesięciu, tylko blondynów, w domach, które mają numery nieparzyste.
Wtedy człowiek, który był pogodny, miał serce czyste, po wielu lękach radość w duszy i uśmiech w oczach, nie jest już pogodny, nie ma czystego serca, radości w duszy i uśmiechu w oczach, bo się już wogóle nie rusza i długo leży zemdlony. Jeśli nie miał szczęścia i nie zwarjował odrazu, „na twardo“, — zacznie szaleć powoli i tejże nocy urządzi w domu fortecę i będzie konał trzydzieści sześć razy na godzinę, bo tyle razy skrzypi w jego pokoju stara szafa.
Zasię Blada Twarz, spłodziwszy nowego warjata, idzie dalej, zamyślony ponuro, zezem patrzący na boki, czujny na każdy szelest, wszystko widzący, rozumiejący wszystko.