Strona:Radosne i smutne.djvu/84

Ta strona została przepisana.
— 80 —



rozdrażnieni oporem, zaczynali się wściekać psią modą i coraz natarczywiej poczęli kąsać stalowemi zębami kul żelazne kraty ogrodzenia i tłuc kulami szyby okienne. Wtedy dom, ugodzony w szklane swoje oczy, ryknął hukiem, jak Polifem i cisnął w nich salwą, pogardliwie krótką, bryznął krwawą śliną ognia w plugawe pyski i zaśmiał się echem, co się w całej odezwało dzielnicy, w której nie spała żywa dusza.
Nagle jednak jakby osłabł; bulgot strzałów słychać tylko od ulicy, dom zaś począł cichnąć i śmiertelną harmonię swoich doskonałych salw jakby porwał na strzępy głosów karabinowych.
Co to się stało?
Pot nam wyszedł na czoło i zaczęliśmy nasłuchiwać tem słuchaniem, którem słucha całe ciało...
Co to znaczy?!... Wtem jakiś cień skrada się chyłkiem od strony obrońców.
— Co tam? co to jest?
Cień ciężko dyszy, potem mówi szeptem:
— Naboje się kończą... Dawajcie naboje!
Nie upłynęła minuta, a już przez parkany ostrożnie przeniesiono tysiąc ładunków. Za chwilę bohaterski dom, (którego miano na wieczną rzeczy pamiątkę podać należy, dom