prócz metafor i artystycznych opisów. W opisach tych, dantejskich nieomal, nie poznajemy czasem naszej codziennej, poczciwej, a tak potwornie jednocześnie tajemniczej i problematycznej rzeczywistości. Bo dla umysłów tego typu, co Świderski, niema nierozwiązalnych zagadnień; niema też istotnej Tajemnicy Istnienia: wszystko jest wyjaśnione, bez reszty i tak się właśnie dzieje, jak to sobie Autor, w swej zarozumiałości wobec powagi problemu, przedstawia.
Wyjście od „centrycznego widzenia” byłoby słuszne, gdyby nie zawarta w nim preponderancja wzroku, który tylko wyższym istotom przysługuje i był powodem wielkich błędów w filozofii, wskutek przydawania mu zbyt wielkiej wagi w kwestii poznania rzeczywistości, którego istotniejszym źródłem jest bezsprzecznie bardziej pierwotny dotyk i czucia cielesne. Cała teoria (mylna) Husserla, aktów i intencjonalności, bez uwzględnienia ciała jako takiego w całości, z tego punktu widzenia właśnie się wywodzi. Rozszerzone pojęcie „centrycznego widzenia” byłoby chyba równoznaczne z jednością osobowości cielesnej, które w mniejszym lub większym stopniu, każdy, najprymitywniejszy nawet żywy, indywidualny stwór, posiadać musi. Ale opis następuje w tak nieokreślonych terminach, że chwilami nie wiemy dobrze o czym rzecz idzie: co jest tym substratem centralności, z którego ona wychodzi. Czasem doznaje się wrażenia, że wszystko, co mówi Świderski, jest tylko sumą tego, co jest zawarte w poglądzie życiowym i w naukach poszczególnych, niepotrzebnie w zawikłanej, formie wyrażoną.
Zauważyć należy, że jest możliwym, iż w opisie świata nie będziemy mogli ustrzec się pod koniec, od pewnych pojęć, mających pewien posmak hypostazy, jak np. „élan vital” Bergsona, „wola” Schopenhauera, życie przez wielkie Ż itp. Chodzi jednak o to, aby pojęcia owe traktowane były jako skróty, na oznaczenie właściwości elementów Istnienia poszczególnych, a nie były z góry powziętymi hypostazami, bo wtedy znaczenie ich wyjaśniające redukuje się wprost do zera. Jeśli nie uwzględnimy zasadniczej problematyki filozoficznej to nie widzę żadnej racji opisywania Bytu w tej postaci. Możemy to pozostawić artystom, wyrażającym pośrednio, lub bezpośrednio (ostatnie w znaczeniu formalnym, Czystej Formy, konstrukcji dzieła sztuki) tę Tajemnicę Istnienia, którą filozof powinien raczej ograniczyć, niż definitywnie prześwietlić, czemu się zasadniczo sprzeciwia sama struktura tego Istnienia, w postaci przede wszystkim nas samych jako jego elementów, zamkniętych hermetycznie w naszych cielesnych jaźniach czasoprzestrzennych, na tle opisywanej bez reszty przez fizykę Materii Martwej.
Istotne bardzo zdanie, że logika kształtuje się w związku z tą strukturą, nie zostaje niestety rozwinięte; sądzę, że byłoby to równoznaczne z wymaganą przeze mnie ontologizacją tej gałęzi wiedzy, normatywnej dla pojęciowości wogóle.
W rozdziale o „obiektywizacji przeżyć” słusznie konstatuje Świderski prymat „żywego”, które jedynie posiada według niego „walor realności bytu” i prymat bijologii w nauce. Wprowadzone tu pojęcie „żywego procesu iszczącego się życia” będzie nas prześladować do końca: z niego to wywodzą się wszystkie nasze zasadnicze ideje i cała wogóle pojęciowość. Nawet poczucie osobowości zredukowane zostaje do podłoża czysto-biologicznego. Ale czy może być jakieś życie amorficzne, nieosobowe? Czy to są owe „żywioły”, istniejące poza „ogniskami życia” (poprostu poza organizmami?), żywioły, będące chyba sumą „sił” tzw. przyrody? Dopóki żywioły nie zostały wyrażone w terminach ognisk życia, nie może być mowy o monadyźmie; ten dualizm (pochodny od kartezjańskiego) musiałby być w systemie monadystycznym usunięty. Pozostać by musiał niesprowadzalny nigdy dualizm: przeżyć, na jakości rozkładalnych i jedności osobowości,
Strona:Recenzja z książki - Jan Świderski Zręby filozofii organicznej.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.