„twórczości”. To, że stawanie się i „zaistnianie” czegoś nowego, niepowtarzalnego i nieprzewidzialnego, nazwę tym słowem, mającym w poglądzie życiowym sens dość wązki i określony, nic mi jeszcze nie mówi o istocie danego procesu. Mimo, że w określonych dziedzinach słowo to ma swoje znaczenie, przeniesione do ontologii, jako hypostaza na większą skalę, traci wszelką moc wyjaśniającą. Czy powiem, że świat jest twórczością, czy, że „energia uczuciowa jest twórcza”, tyle ma to znaczenia co gdybym istotę jego określił jako ogień, lub wilgoć.
Upsychologicznienie czy ubiologiczniende teorii pojęć, którego słusznie domaga się Świderski, okazuje się jednak równoznacznym ze stworzeniem owej fikcyjnej „dynamicznej” logiki. Jedynym jej obawem są niewykrystalizowane myśli ujęte w artystyczne obrazy. Ale wtedy lepiej być poetą, lub dramaturgiem — nie ontologiem.
Niekoniecznie wyrzeczenie się materializmu ma prowadzić do pojęcia niezależności tzw. „myśli“ od mózgu. Biologizm w teorii pojęć musi implikować nominalizm i zależności cielesne naszych tworów myślowych.
„Ziarnista budowa dynamiki” przypomina centres des forces Leibniza: jest to właściwie zindywidualizowanie „materii żywej”, a nie samej „duchowości”, która bez pierwszej jest nie do pomyślenia. Niestety, pojęcie to jest u Świderskiego rozszerzone aż na istnienie planet (i słońc?) i zasada ta odnosi się i do przyrody (jakiś rodzaj animizmu) i do człowieka (nie tylko? — a inne stwory?). „W człowieku surowe żywioły natury uświadomiły się” — to zdanie rzuca nam światło na przejście od materii i sił martwych do świadomych (żywych?). Czy życie jest koniecznie związane dla Świderskiego z pewną dozą świadomości? Nie wiemy, bo nie wiemy czym są „żywioły” poza-ludzkie. „Wkroczenie naszych zmysłów w tworzywo przyrody” — nie wiele nam tu wyjaśnia. Czym jest to wszystko u licha? W jakim „teatrum” odbywa się ta cała tragedia poglądu życiowego, ustrojonego w maskaradowy kostium wielkiej ontologicznej gali, która co chwila ma się odbyć i — nie odbywa się. Niema, mimo całego dynamizmu „ontologicznego orgazmu” w systemie Świderskiego: niema końca i rozwiązania; jest tylko ciągły flirt i podpalanie się do Wielkiej Tajemnicy bez obowązkowego zakończenia.
Słusznym jest twierdzenie, że za punkt wyjścia filozofii nie może być brana sama jaźń ludzka bez całego kosmosu, (Świderski wyraża się tu po swojemu: „dynamiki życia Kosmosu jako całości”. Ten brak prowadzi między innymi do husserlowskiego „epoché” i do gorzej mi prawie od materializm u nienawistnego ontologicznego idealizmu, który tam i sam błąka się jeszcze wśród żyjących.
Jednak dowiadujemy się, że „ogniska życia” mogą istnieć nie tylko jako indywidualności, ale także jako „ślepe części żywiołu”. Ale to implikuje zatarcie różnicy między materializmem fizykalnym, a biologizmem i powoduje te różne „wkraczana” (ducha w materię, życia w bezwład, świadomości w martwość itp.), które ostatecznie pozostają jedynie obrazami, mimo dodanego do nich pojęcia dwupłciowości czy dwubiegunowości wszystkiego, w jego wartościach stałych i zmiennych, która jest według Świderskiego prawem życia, a nie istnienia. A przecie życie dla Autora to istnienie? Kwestia ta, jak wiele innych nie ulega wyjaśnieniu.
Tę „dwubiegunowość”, która zmusza „ogniska życia” do obiektywacji swego bytu wewnętrznego w tym czymś nieokreślonym, w stosunku do nich zewnętrznym, nazywa Świderski „układem mallmanstalskim“, ponieważ myśl tę powziął akurat w miejscowości noszącej tę właśnie nazwę! (Wogóle symbolika Świderskiego nie ułatwia, ale raczej utrudnia dostęp do Jego ideii; symbole nie są tu skrótami nazw, jak GPU. czy MSZ.; zasada ich przyporządkowania treściom jest
Strona:Recenzja z książki - Jan Świderski Zręby filozofii organicznej.djvu/7
Ta strona została uwierzytelniona.