JEdnego ná bieſiedzye iż żádny gánili,
Powiedział iżeſcie ſie ná tym omylili.
Bo gdym był w ſzkole żaczkiem, á igry dziáłáli,
Záwżdy mie zá Márią pięknie ubieráli.
Rzekł ieden po tym pomnię, gdy bábá płákáłá,
Szpetnaſz to máć miał náſz Pan, bárzo nárzekáłá.
Bo ieſli táka byłá, ná ſwiecie Mária,
Tedy ią chociam bábá, mogłábych być y ia.
CHłop dał ſyná do ſzkoły, wiele go koſztował.
Potym go wziął do domu, áby go ſprobował.
Przynieſiono trzy iáiá ná ſtoł uwárzone,
Chłop rzekł umieſz wżdy iákie ſztuki náucżone?
Ten rzekł: iż to ukażę, iż tu iay ſiedm będzye,
U mnie dwie u ciebie dwie, wey co ich przybędzye.
Chłop wziąwſzy trzy y rzecże, ia ná tych przeſtawam,
A iuż tobie z náuki tám ty cżterzy dawam.
PRzynieſli miſę iáiec, więc ie rozchwytáli,
Ze ſie iednemu z náſzych iedno dwie doſtáły.
Y włożył ie wnet pod ſię, páni go pytáłá,
A wieleś ty uchwyćił, co przy nim ſiedziáłá.
Rzekł: cżterzy, y podnioſł ſie, páni rzekłá: iż dwie,
Ten rzekł: prawdę ia mowię, iedno iuż ty wierz mnie.
Bo gdy wiárą dołożyſz, á tám dáley zaydzieſz,
Pewnie iże drugie dwie, ám wzwieſz gdzye znaydzyeſz,