Strona:Rej Figliki 083.jpeg

Ta strona została przepisana.
Drabá Mnich ná ſądny dzień pozwał.

MNich ſzedł s ſuknem do miáſtá, by cał ſzyć kápicę,
Potkał Drabá ná drodze, cżyſtą ſzubienicę.
Y urznął mu poł ſukná, á Mnich ſie zátrwożył,
Łáiąc mu ná ſądny dzień, rok záwity złożył.
A on mu oſtátek wziął, mowiąc: iż ty roki,
Już záſię odwołano, dáley przez Proroki.
A ia do tego cżaſu, owa ſie wſpomogę,
Jednániem ſie przed roki, s tobą zgodzić mogę.



Co káżdego witał.

JEden w obycżáiu miał, kogo potkał witał,
Drugi, kroby chciał pánnie gonić k woli, pytał.
Ten niewie co ſie dzieie, idzie z ręką k niemu,
Ow mnima by ná kolbę, y da rękę iemu.
Obeſle witánego, wnet ſwiádſzą łotrowie,
Y wypráwią go ná plác, wynidą pánowie.
Pánná złożył mocarzá, mowćie zá mną dzieći,
A mocarz iuż nogámi dawno wzgorę leći.



Smiáłość młynárſkiey koſzule.

BAdáli ſobie ſiedząc, co ieſt naſmielſzego?
Miánowáli Miedźwiedziá, drudzy Lwá ſrogiego.
A drudzy też ceklarze co chłopy łápáią,
Jeden rzekł: ieſzcże to nic, bo ći zbroię máią,
Lecż młynárſka koſzulá tá nawięrſzą moc ma,
Bo káżdy dzyeń bez zbroie złodzieiá poima.
Tu ná to roſmiąwſzy ſie wſzyſcy przyzwolili,
Iż káżdy młynarz złodzyey, ná to ſie zgodzili.