Strona:Respha.pdf/166

Ta strona została przepisana.

Nie pamiętam już w jaki sposób przylepił się do mnie jakiś chłopiec z sąsiedztwa, starszy odemnie o lat trzy, uczeń zdaje się wstępnej czy pierwszej klasy. Szukał znajomości ze mną i wyraźnie schlebiał mi — najwięcej w czasie dojrzewania porzeczek i agrestu, a potem — gruszek i śliwek. Mętna figura, umiejąca naszeptywać do uszu brzydkie rzeczy. Otóż jakoś wypaplałem do niego, że przez dziurę w parkanie, oddzielającym naszą posesję od tej, gdzie on mieszkał, przyglądam się codzień bardzo ładnej dziewczynce i to tylko wiem o niej, że nazywa się Emilcia.
Zwąchał natychmiast korzyści nowego odkrycia; urodzaj agrestu był wielki, a zwierzenia nasze odbywały się jakoś zawsze w pobliżu gęsto owocem osypanych krzaków.
Spojrzał na mnie domyślnie:
— Emilcia Ł. Znam ją doskonale. Kochasz się w niej? Pysznie się składa. Napisz-no tylko list, a ja jej oddam.
Nie oparłem się pokusie i napisałem.
Tyle tylko; „Emilciu, kocham cię i kochać będę do śmierci“.
Niespodziewanie prędko przyniósł mi odpowiedź. Napewno, zbrodniarz, napisał ją sam:
„I ja panu jestem życzliwą.

Emilcia“.