Strona:Respha.pdf/178

Ta strona została przepisana.

bie bardziej kocham — i inaczej, inaczej. Dla czego? Co to wszystko jest, powiedz mi?
W sunąłem dłoń w jej włosy i leciutko rozczesywałem miękką ich gęstwinę.
— Pamiętasz — jak to mi mówiłaś kiedyś, że w dzieciństwie nikt cię nie kochał, nikt nigdy nie popieścił, nie wziął na kolana, nie pohuśtał na rękach — jak dobre matki swe dzieci huśtają. Prawda? mówiłaś tak... Może za to mnie kochasz, że ja dla ciebie jestem trochę matką. Ot widzisz jak ci ostrożnie rozczeszę włosy, gdybym miał wstążkę wplótł bym ją...
Odrzuciła w tył głowę, a potem jakimś płomiennym rzutem przywarła do mnie i wessała mi się w usta drobnemi, przybladłemi po chorobie usteczkami...
— Nieprawda — tyś mi nie matka tylko kochanek, za którego bym życie oddała.
Odjąłem łagodnie jej główkę:
— Nie dziecko. Ty kochasz kogoś Innego, ale Go jeszcze nie widzisz. Tym czasem widzisz tylko mnie i zdaje ci się, że mnie kochasz.
Bezwątpienia łudziła się — ale nie było złudą to, co już w niej się iskrzyło i płonęło. Że to coś układało się z początku w głoski cudnego słowa kocham — to wszystko jedno. Bo i te głoski są pło-