Strona:Respha.pdf/193

Ta strona została przepisana.

jąc się w jego duszy natykałem się zawsze, zupełnie wyraźnie, namacalnie, pod ręką to czując — na coś, czego przejrzeć i wyczuć nie mogłem. I to właśnie ja nie mogłem tego przeniknąć, przeniknął by zaś z łatwością pierwszy lepszy Mitrofan Iwanowicz, który pod innemi względami daleko mniej odemnie miałby z nim wspólnego.
Napisałem dwa obrazki z życia żydów. Gdyby mi żyd jaki powiedział, że w „Dziecięciu Symychy“ lub w „Strąconych liściach“ uchwyciłem coś specyalnie żydowskiego zdumiałbym się i ucieszył, gdyż świadczyło by to o istnieniu we mnie jakiejś pozaświadomej zdolności przekraczania progu duszy rasowej. W świadomości zaś mojej dusza żydowska zamknięta jest przedemną na siedem pieczęci, lubo z każdym żydem na pewnej przestrzeni mogę się czuć jedno.
Uprzytomniając sobie progi rasowe, narodowe, klasowe — dostrzega się w końcu w każdej duszy prożek, który broni ona — hardo lub lękliwie — od przekroczenia. Szanowałem je zawsze, tem więcej im lękliwiej były bronione. I w sobie szanuję próg taki, za który i autobiografji — zasię... Może tam — sensacja, zbrodnie? Nie. Te wyznałbym chętnie. Nic takiej jak spowiedź nie przynosi ulgi. Opowiedziałbym i pospolite swe grzechy, gdyby to nie było niewłaściwe, nudne i śmieszne. Ale — za progiem