Strona:Respha.pdf/215

Ta strona została przepisana.

ło dobre, takie co się nie zapomina. Czasem coś podnosiło mnie, brało. Moja matka nie sprzeciwiając się patrzyła na to spokojnie, więc w tem niebezpieczeństwo nie tkwiło; nie bałem się i czułem bezpieczny w twojej ludzkiej dłoni. Raz wziąłeś mnie w obie dłonie, podniosłeś do ust i chuchałeś na mnie; twój oddech był ciepły, dotknięcie miękkie. To była pieszczota. Było to dobre, takie co się nie zapomina. Druga para rąk, tej kobiety, twojej towarzyszki, która teraz gdzieś wyszła a my obaj na nią czekamy, ciepliła się w takiem puchowem ujęciu, tak łekuchno głaskała, że nie wiem gdzie mi było przytulniej zasypiać czy u matki, czy pod tą pieszczotliwą dłonią. Ta sama dłoń ostrożnie przemywała mi ropiące oko; wyrywałem się wtedy i parskałem, ale dziś mówię, że to było dobre, takie co się nie zapomina.
— Prawda, Neptusiu, że takie wspomnienia wyrugować się nie dają. Pow iem ci coś. Twoją matkę — szczenięciem od suki, którą ktoś zabił, wziętem, takiem małem że trzeba je było karmić jeszcze smoczkiem i łyżeczką podarowała nam pewna kobieta, stróżka, owej suki zabitej właścicielka. I wkrótce potem gdzieś wyjechała. Przeszło trzy lata i kiedyś na targu, do jakiejś która mnie nieznajomą wydała się wieśniaczki twoja matka łasić się zaczęła i do nóg jej przypadła z takiem — no — dziecinnym chi-