Strona:Respha.pdf/87

Ta strona została skorygowana.

ją dręczyć. Ręka jej wysunęła się z pod mego ramienia. Uchwyciłem spojrzenie z pod oka, niemiłe, niespokojne, pytające. Rzeczywistość nas przywoływała. Czemś dusznem powiało.
Zapytałem ją — czy same mieszkają z Andzią. — Nie, mieszkają u „starej“, płacą jej za mieszkanie i stół. Ale słowa jej się plątały. Nie trudno było zrozumieć, iż jest zupełnie zależną od „starej“, zwykłej zapewne stręczycielki. Szliśmy dość długo w milczeniu, które przerwałem tylko kilkoma słowami, prosząc żeby mnie zaprowadziła do siebie. Kiwnęła głową — i odtąd szła z główką opuszczoną, cała jakaś mniejsza — i nie szła już obok mnie, lecz wyprzedzając i spiesząc się.
...Drzwi nam otworzyła służąca, z pozoru wiejska dziewczyna, bosa, o rudych włosach, bardzo brzydka, z twarzą złociście czerwoną od piegów. Wyszła z kuchni, drzwi do której z przedpokoju były uchylone i przez nie widać było niemalowany stół kuchenny, na nim przylepiony ogarek palącej się świecy, a przy niej rozłożoną jakąś małą, grubą książeczkę.
Weszliśmy do pokoju, wyglądającego na salonik. Na małym stoliku płonąca lampa osłonięta była ponsowym abażurem; panował półmrok; pachniało perfumowaną dusznością.