Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

jego żona byłaby moją teściową. Oczywiście ta propozycja ogromnie nas ubawiła. Targ nie doszedł do skutku. W małym namiocie nieco dalej położonym mieszka Poieta, młodszy brat Atikleury ze swoją żoną Nalungją i małym synkiem. W namiocie ich jest ciasno, ale jak na Eskimosów względnie czysto i porządnie. Nalungja opiekuje się swoim synem z wzruszającą miłością. Zachowuje się przytem zupełnie jak kotka, liże całe jego ciałko tak, iż ono się świeci. Zresztą malec nie jest nawet jej dzieckiem, otrzymała go w prezencie od jednej matki, która widocznie miała dzieci za dużo. Po tej „kąpieli“ dziecko jest spragnione, co okazuje głośnemi wrzaskami. Wtedy dokonywa Nalungja takiej sztuki, jakiej jeszcze nie widziałem. Szybko bierze łyk wody do ust, potem zbliża je ruchem błyskawicznym do ust dziecka i z bajeczną zręcznością daje mu pić ze swoich ust. Ponieważ teraz przyszli goście, odkłada Nalungja dziecko na bok, aby gawędzić z przybyłymi. Chłopczyk tymczasem leżał spokojnie na skórze reniferowej i z zadowoleniem ssał swego „pocieszyciela“. Jest to albo flaszka ze smoczkiem, albo poprostu kawałek słoniny, w którą włożony jest długi patyk. Patyk ten położony jest wzdłuż ust, tak iż słonina nie może wpaść do gardła. Dziecko więc może pozostawione być samo i nic złego stać mu się nie może.
Rola matki w tym kraju nie jest do pozazdroszczenia. Niemal do dwóch lat — często nawet dłużej — bywa dziecko noszone w małym woreczku na plecach, lecz nie w kapturze, jak możnaby przypuszczać. Kaptur służy tylko do okrycia głowy gdy jest zimno. Byłby równie użyteczny, gdyby był o dwie trzecie mniejszy. Oczywiście, że taki jaki jest, przy-