Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

zaledwie kilka sekund i zwierzę znowu ciekawie wygląda z wody. Teraz znajduje się już tak blisko, że można ją dosięgnąć. Boas trzyma harpun w pogotowiu — jeszcze jedno uderzenie wioseł — i rzuca go z rozmachem. Ta prymitywna broń, jakby strzała wyrzucona z łuku, przeszywa z sykiem powietrze, ciągnąc za sobą linę, która drga i kręci się wężowato. Trafiona foka rzuca się gwałtownie i zgina kark, aby zanurzyć się znowu, wtedy harpun wbija się w ciało aż po drzewce. Tylko jeszcze zadnia część jego ciała uderza rozpaczliwie o wodę, która się pieni, poczem foka tonie, ciągnąc linę za sobą. Teraz Boas z błyskawiczną szybkością rzucił za siebie pęcherz, przywiązany do końca liny. Pęcherz tańczy na powierzchni wody, zdaje się, że zaraz się zanurzy. I rzeczywiście znika pod wodą, ale niedługo wypływa znowu. Ku niemu wiosłuje Boas z całą szybkością. Tymczasem chwyta drzewce, które foka zrzuciła z siebie, a które pływa po wodzie. Jest znowu gotowe do rzutu. Wkrótce wypływa i foka. Wściekła — gdyż o ucieczce niema już mowy — zwraca się do swego prześladowcy, rzuca się najpierw na pęcherz, rozrywa go i kieruje się w stronę kajaku. Boasowi grozi silny atak. Zwierzę pochyla grzbiet i z otwartą paszczęką po przez fale rzuca się naprzód z taką siłą, że aż woda syczy. Teraz może łowca chybiony rzut przypłacić życiem. Jednak Boas z całym spokojem podnosi dzidę i rzuca ją w otwartą paszczę zwierzęcia tak zręcznie, że ostrze wystaje z karku. Foka wstrząsa się gwałtownie, głowa jej opada, ale w tej chwili wyprostowuje się w wodzie. Z szeroko otwartej paszczy sączy się krew i foka wydaje dziki, wstrząsający ryk, podczas gdy błona nad pyskiem rozdyma się do niezwykłej wielkości. Potrząsa głową tak