Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

kie, wielkie chmury zaczęły się zbierać na południowej stronie horyzontu. Zaledwie Tobjasz przytroczył fokę do kajaku, usłyszał głuchy huk i dojrzał jakby dym, czołgający się po wodzie. To oznacza zbliżanie się burzy, a dym ten — są to rozbite chmury, które wiatr gna przed sobą. Ze wszystkich burz najbardziej obawia się grenlandczyk burzy południowej, ponieważ bywa ona bardzo gwałtowna i powoduje bardzo silne falowanie morza. Teraz corychlej dobić do brzegu! Ci, którzy nie potrzebują holować upolowanych fok, mogą posuwać się najszybciej, jednakże starają się być w jednej linji z innymi. Nie ujechali daleko, a już dopędziła ich burza. Morze całe pieni się i szumi. Wiosłujący czują nawałnicę na swoich plecach, jak olbrzyma, który unosi ich i gna naprzód. Sytuacja staje się poważna. Fale wznoszą się, jak wysokie wieże, poczem załamują się i przewalają jedne przez drugie. Żeglarze śpieszą ku lądowi, ale wiatr dmie z boku. Ziemia jest jeszcze daleko. Poprzez zasłonę wodną nie można nic dostrzec, nie widać też ludzi, każda nowa fala jakby ich grzebała w odmętach morskich, tak iż tylko tu i tam ponad spienionemi falami ukazuje się głowa, ramię lub wiosło.
Nadpływa znowu olbrzymia góra wodna, zdaleka już mieni się czarno i biało. Wznosi się tak wysoko, że prawie zakrywa niebo. Eskimosi szybko przymocowują rzemieniami wiosła do kajaka i pochylają się tak, iż spiętrzone fale przewalają się przez nich. Przez chwilę zdaje się, iż wszystko zniknęło. Inni czekają z natężeniem, aż kolej przyjdzie na nich. Woda przewala się nad nimi i teraz znowu wszyscy wiosłują dalej. Zwykle jednak takie fale olbrzymie przychodzą jedne za drugiemi i bywają coraz silniej-