laolu, była bardzo miłą, pracowitą kobietą, która dbała bardzo o utrzymanie staranne swego gospodarstwa. Nic zrobić jednak nie mogła, gdy śpiżarnia była zupełnie pusta. Miała troje dzieci, z których najmłodsze niedawno ujrzało światło dzienne. Dla tego maleństwa i dla siebie musiała postarać się o pożywienie. Psom dawaliśmy wtedy na zmianę suszone ryby i łój psi. Jednak łój ten psy trawiły z trudnością, co zauważyła Paolaolu. Gdy psy najadły się tego tłuszczu, biegła za niemi Paolaolu i czekała na odpowiedni moment — wygląda to wprost nieprawdopodobnie — ale jednak — gdy mróz oddziałał odpowiednio na niestrawione przez psy pożywienie, Paolaolu podnosiła je i pożerała, dzieląc się ze swą rodziną. Zdarzały się jeszcze gorsze rzeczy, które już zupełnie opowiedzieć się nie dadzą. Pewnego wieczoru, gdy już rozpoczęły się polowania na foki, zostałem zaproszony, aby przyjrzeć się zabawie „Kelandi“, najbardziej ze wszystkich lubianej przez Eskimosów. Odbywała się celem zjednania sobie wyższych sił dla pomyślnego połowu. Ogromna, cicha dolina zalana była cudownem księżycowem światłem, przy którem było tak widno, iż dostrzegało się najmniejszy drobiazg. W środku pomiędzy chatami stała chata dla zabaw. Wyższa była od innych, a jej okna lodowe były jasno oświetlone. Znaleźliśmy się na miejscu dość wcześnie, aby nic nie stracić z przedstawienia. Chata oświetlona wyglądała wewnątrz bardzo ładnie. W środku ustawione były wkoło złomy śniegowe. Było tam już kilku mężczyzn i ci starali się zabawiać nas rozmową. Mieli tego wieczoru najlżejsze i najpiękniej wyszyte ubranie ze skór reniferowych. Niektóre z nich tak pod względem wykonania, jak i dobrego smaku, odznaczyły się prawdzi-
Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.