Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

kie te wysiłki tworzą ogłuszający hałas. Taniec Kachkochnelli staje się coraz powolniejszy i mniej więcej po dwudziestu minutach zupełnie ustaje. Śpiew kobiet, który stosuje się do ruchów tańczącego, zamiera razem z tańcem. Poczem do koła wchodzi inny mężczyzna i ten sam taniec, ten sam śpiew i wrzask powtarzają się bez najmniejszej zmiany.
Na czem polega przyjemność tego tańca, nie mogłem absolutnie zrozumieć. Całe towarzystwo robiło takie wrażenie, jakby się ogromnie nudziło przy tym śpiewie, który stanowiło kilka tonów, powtarzających się w nieskończoność. Zdaje się, że wszyscy byli zachwyceni, gdy okazało się, że żaden mężczyzna nie chce wejść do koła, i poznikali szybko z chaty. Całe przedstawienie trwało trzy godziny, i gdybym wiedział, że ciągle będzie się powtarzało jedno i to samo w koło, opuściłbym salę zabaw znacznie wcześniej. Tańce te odbywają się przez całą zimę. Nawet po wyczerpującym dniu połowu, do dziesięciu godzinach, pełnych wysiłków i trudu, spędzonych wśród burzy, na mrozie i lodzie, Eskimosi udają się prosto do sali zabaw. Dzieci, zwłaszcza małe dziewczynki, używają takich samych przyjemności. Ustawiają się w dwa rzędy naprzeciwko siebie, głowę wciągają między ramiona, pochylają się, robią ruchy ciałem w różne strony i stojąc tak, twarz w twarz wyrzucają całą masę niezrozumiałych słów, zachowując przytem największą powagę. Albo też kucają na ziemi jedna przed drugą i podskakują, mrucząc coś bezustannie, również z wielką powagą. Jeżeli ta zabawa nie daje wielkiej przyjemności, stanowi przynajmniej dobre ćwiczenia ciała. Mają jeszcze innego rodzaju zabawy, ale zdaje się, że o te nie bardzo dbają.