W niespełna pięć minut łódź znalazła się na tem miejscu, gdzie przed chwilą burzyła się woda. Manni jednak znikł bez śladu. Łódź żaglowa była pełna wody, ale stała prosto. Wiosła pływały w pobliżu, ale nigdzie widać nie było chłopca, ani jego broni.
Gdy Manni stał i wypatrywał kaczki, musiała silna fala uderzyć o łódkę i wtedy biedak wpadł do wody. Ani razu nie wypłynął na powierzchnię. Wypadek ten wykazał, jak wielkiem jest nieszczęściem, że Eskimosi nie chcą uczyć się pływać.
Doniosłem o tem smutnem zdarzeniu policji na Herszela i prosiłem naczelnika, aby zajął się pogrzebem, jeśli woda wyrzuci ciało na brzeg. Ale Eskimosi twierdzili, że nie odnajdą się już zwłoki Manni, gdyż prąd wody poniósł je na pełne morze. Mieli rację, po obiedzie posłałem Hansena, aby przeszukał brzegi zachodnie wyspy, miałem nadzieję, że tam znajdzie ciało Manni, ale niestety poszukiwania jego pozostały bez skutku.
Tak straciliśmy Manni. Śmierć jego była dla nas wielkim ciosem. Wszyscy pokochaliśmy chłopca i z wielką chęcią bylibyśmy go zabrali do swego kraju. Co też byłaby zeń zrobiła cywilizacja?