Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Że to marzenie stało się dziś prawdą,
Stwierdzić ma noc ta! Czyjaż to zasługa?
Czyj-że to geniusz, czyjaż to wytrwałość,
Czyj to wysiłek zdobył tyle mózgów,
Nagiął serc tyle? Tyś jest przeznaczeniem,
Tyś jest tą chwilą niebieską. A teraz
Przychodzi kolej na królowę. „Powiedz,
Jaką nagrodę chcesz?“ Zatrzymaj mocą
Przeszłość i więzy włóż na przyszłość; ramię
Wyciągnij w górę ku słońcu i pełnię
Tych jego blasków sprowadź na swą ziemię.
Zawładnij całem jej życiem — na jedno
Ona się tylko nie zgodzi, to jedno,
O co ją prosić będziesz, zmieni szale
I unicestwi twe dzieło — najwyżej
Ona-ć przebaczy to, jeżeli może.
Mniemasz, że zgodzę się, abyś królowę
Prosił o rękę jej kuzynki?

NORBERT. Pozwól —
Czy wierzysz nadal, że jest wielkoduszną,
Nie! — sprawiedliwą?

KONSTANCYA. Dziwna rzecz! Mężczyźni
Umieją w sobie rozkochać kobiety,
A serca kobiet znają mniej, niż — — — Słuchaj,
Wspaniałomyślny jesteś, sprawiedliwy —
Wejdź w położenie królowej! Naprzykład: