Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Ja-ć się pozwalam całować, w twej dłoni
Dłoń ma spoczywa — a czy wiesz, dlaczego?
Ja ci to powiem: wolno ci całować,
Ponieważ imię masz na dworze, wolno
Brać ci tę rękę i tę, byś — gdy zechcesz —
Mógł na nie wkładać klejnoty. To straszne?
Stosuj to wszystko do królowej, pomyśl,
Żem ja królową, do której przemawiasz:
„Człek bezimienny byłem, tobie, Pani,
Potrzebną była ma pomoc; dla czego-ć
Jam ofiarował swe usługi? Piękna
Przy twoim boku stała kuzyneczka.
Dlaczegom sprawę twą uczynił swoją?
Nie uzyskałbym inaczej jej ręki.
Trudom mym zbytnie oddajesz pochwały? —
Owszem — me trudy stały się zabawką
Z chwilą, gdy na nie spojrzały jej oczy.
Jakież te trudy nagrodzi twa wdzięczność?
Daj mi jej rękę!“

NORBERT. Pytam: czy królowa
Jest sprawiedliwą? Jest wspaniałomyślną?

KONSTANCYA. Owszem, jest! Kochasz różę, nic w tem złego:
Lecz czy dla róży, czy z miłości dla mnie
Tulisz do piersi kwiat ten? Dla mnie, rzekłeś,
I zawsze powiesz tak, nie chcący kłamać.
Rzekłeś królowej, że dla niej li służysz,